Euro 2012 a sprawa polska.
Podczas tegorocznego turnieju EURO 2012 miałem okazję zawitać do mojego
ojczystego kraju nad Wisłą. A lato (nie mylić z ulubieńcem polskich miłośników
piłki nożnej, Grzegorzem Lato) ukazało się dosyć upalne, zwłaszcza w porównaniu
z mało namiętną pogodą na Wyspach Brytyjskich. Analizując przebieg turnieju, właściwie
chyba lepiej byłoby pozostać przy warunkach pogodowych aniżeli omawiać
poczynania naszych piłkarzy. Polska wraz z Ukrainą wystąpiła w roli gospodarza
i muszę przyznać, że jednym z głównych powodów dla których zdecydowałem sie na
przyjazd do kraju to ciekawość. Zwykła ludzka ciekawość, powszechnie
występująca wśród tłumaczy konferencyjnych, a jeżeliby wierzyć niektórym
teoriom, cecha charakterystyczna ludzi inteligentnych. Osobiście nie chcę się
wdawać w dywagacje tego rodzaju dlatego
też przejdę do rzeczy: Moja ciekawość
została w pełni zaspokojona.
Miło było zobaczyć, że Polska jest w stanie
wywiązać sie z zobowiązań gospodarza,
prenzentując się tym samym jako kraj który nie ma się czego powstydzić na
arenie europejskiej. Abstrahuję tutaj oczywiście od kilku incydentów stosunkowo
małego kalibru (strajk i blokada autostrad w Gdańsku przez pracowników
budowlanych) jak i również tych, które obiły się szerszym echem w Europie, takich
jak genialny skądinąd pomysł rosyjskich kibiców, aby obchodzić święto narodowe w Warszawie(ciekawostka:
wśród 10 poszkodowanych: 7 Polaków, 2
Rosjan i 1.... Niemiec).
Ale to co naprawdę przykuło moją uwagę, to ogólnopolska
akcja promocyjna i jej nieszczęsne hasło, które miało pokazać Europie polską
gościnność. Dumnie prezentowany slogan „Feel like at home” miał na celu przykuć
uwagę kibiców z obcych krajów i z zadania z pewnościa sie wywiązał, aczkolwiek
z innych niż oczekiwano powodów. Hasło
reklamowe, na wzór polski, posiłkuje się dosłownym tłumaczeniem ‘jak’, którego
to ‘jak’ nie używa się w formie angielskiej ('feel at home' a nie 'feel like at home). Jakby tego było mało, polska
minister sportu wmawia uparcie, że hasło jest nie tylko zrozumiałe, ale jak
najbardziej poprawne! Koszt kampani reklamowane, której najbardziej znamiennym
produktem pozostaje owa gafa to ponad milion złotych. Milion złotych za coś, czego
dałoby się uniknąc, gdyby zadanie zostałe powierzone wykwalifikowanemu
tłumaczowi....
Niestety, w Polsce od lat pokutuje przekonanie, że znaczna część
społeczeństwa włada językiem angielskim ‘perfekt’. Jako obywatel Polski nigdy nie
określiłbym mojej znajomości języka
ojczystego tym właśnie określeniem, a cóż dopiero jakiegokolwiek języka obcego
którym się regularnie posługuje. Coraz częsciej słyszymy natomiast, że ‘syn
pracuję w Anglii od 4 lat, więc nie ma żadnych problemów z językiem’. Albo
‘córka chodzi do angielskiej szkoły już 6 lat, więc angielski zna ‘perfekt’.
Nie sposób nie uśmiechnąć sie pod nosem słysząc takie komentarze, ale nóż w
kieszeni otwiera się pewnie niejednemu tłumaczowi, który słyszy że kampania reklamowa
była konsultowana z zespołem
wykwalifikowanych, kompetentych lingwistów, ktorych to znajomość języka angielskiego,
domniemam, też z pewnościa jest ‘perfekt’. Tym samym, na Euro 2012 Polska
strzelila sobie bramke samobójczą piętą–i to nie byle jaką bo, achillesową-
brakiem pokory do wiedzy.